Szybko minął ten czas, nawet się nie spostrzegłam, kiedy
moi podopieczni trafili na arenę. Niestety, Glimmer zginęła dość szybko z
sojuszniczką z czwartego dystryktu. Katniss Everdeen z dwunastki ścięła gałąź, na której znajdowało się gniazdo os gończych. Spadło prosto na zawodowców.
Marvel pożył niewiele dłużej od niej. Katniss posłała mu strzałę w klatkę
piersiową. Obiecująca osoba, jak na ten dystrykt... dostała jeszcze 11 punktów
podczas, gdy Glimmer 8, a Marvel 9. Wykonała ten sam gest co ja...
mimo, iż ledwo znała tą dziewczynkę z jedenastki widać, że ją szanowała. W moim
przypadku znałam Chrisa od dziecka.
Zbliża się finał. Siedzę z Enobarią, Lyme i
Brutusem. Jakoś nie odzywam się do rodzeństwa, a Finnick pojechał wcześniej,
ponieważ jego podopieczni już zginęli. Został tylko Cato z drugiego
dystryktu, Tresh z jedenastego i para z dwunastki. Chwilę temu dziewczyna z
piątki zjadła łykołaka, wydając na siebie wyrok śmierci. Nie znała się na
roślinach czy co? Glimmer mówiła, że ciągle tylko przy rozpoznawaniu roślin
była... To takie żałosne...
Organizatorom zaczyna się spieszyć. Za ich sprawą całkowita ciemność spowija arenę. Cato bezszelestnie skrada się. Co on chce zrobić?
A no tak. Idzie w kierunku Tresha. Chłopaczek z jedenastki zabił Clove. Wnioskując
z zachowania Cato, dziewczyna z jego dystryktu była mu bardzo bliska. W jego
oczach widnieje żądza mordu. To trybut z dwójki, nie ma najmniejszych wątpliwości. Na chwilę się zatrzymuje.
Zaciska dłonie w pięści, z wściekłością i wychodzi naprzeciwko wroga, mówiąc:
— Wiesz
co, jedenaście... takie śmiecie na arenie, jak ty, nie są dla mnie żadnym
wyzwaniem... rzucasz się mimo to na słabszą od siebie dziewczynę? Damski
bokser... hmm?! Zapłacisz mi za zabicie Clove.
Cato nie wytrzymuje i rzuca się na czarnoskórego
chłopaka. Tresh nie radzi sobie tak tragicznie. Na pierwszy rzut oka wygląda na
silniejszego od Catona, jednak jest to tylko złudzenie. Chłopak z dwójki powala
Tresha na ziemię i zarzyna, jak dziką świnię. Teraz słychać jedynie krzyki
chłopaka z jedenastki. Kona. Słychać wystrzał armatni.
To nie koniec
niespodzianek. Organizatorzy najwyraźniej nie mają zamiaru czekać, aż się sami
odnajdą. Nasyłają na trybutów zmiechy. Nie pamiętam, żeby ich używano. Łamią zasady? Teraz jedynym bezpiecznym miejscem jest Róg Obfitości. Zmiechy tam nie
wejdą. Zbyt
śliski. Nieszczęśliwi kochankowie biegną właśnie w tamtą stronę, podobnie jak
Cato, który jest ranny po starciu ze zmiechami.
Rozpoczyna się walka.
Para z dwunastki nie potrafi sobie mimo to z nim poradzić. Mają takie
ułatwienie... w sumie igrająca z ogniem upuszcza łuk. Końcowym efektem jest
Cato stojący na samym brzegu Rogu, trzymający Peetę. Katniss napina strzałę.
Chłopak z dwójki rozpoczyna swoją przemowę:
— No
dalej, strzelaj. Spadniemy obaj, a ty wygrasz. Strzelaj. Wiem, że i tak już po mnie.
Tak to ukartowali. Dopiero teraz to zrozumiałem. No co, tego właśnie chcą?
Ho...!
— Nie — mamrocze Peeta.
— Wciąż
to mogę zrobić, wciąż to mogę zrobić. Jeszcze raz zabić. To jedyne, co potrafię,
przynieść chlubę swojemu dystryktowi. Nie, żeby to coś dało. — Mimo tak
beznadziejnej sytuacji Cato zostaje uparcie przy swoim stanowisku.
Katniss
strzela mu w dłoń, chłopak z jej dystryktu uderza blondyna z łokcia w brzuch,
obraca się i spycha Catona z Rogu Obfitości. Zmiechy go rozrywają. Umiera w
męczarniach. W końcu dwunastka posyła strzałę kończącą jego męki. Zostaje
wystrzelona armata obwieszczająca śmierć Cato. Zasady są zmienione, czyżby ta
dwójka miała wygrać w grze, w której jest tylko jeden zwycięzca? Wszystko się
rozjaśnia. Zmiechy zostają odwołane. Para z dwunastki schodzi pomału na ziemię.
Słychać już głos głównego organizatora, mówiącego:
— Uwaga
trybuci! Wprowadzono małą modyfikację zasad gry. Poprzednia poprawka
dopuszczająca parę zwycięzców z tego samego dystryktu została unieważniona.
Ukoronujemy tylko jednego zwycięzcę. Powodzenia i niech los zawsze wam sprzyja.
No tak, w końcu para zwycięzców w jednych Igrzyskach? To niewykonalne... Te naiwne dzieciaki naprawdę myślą, że mogą
zwyciężyć razem? Co za kalectwo. Przez chwilę nie wiedzą, co robić. Potem
odwracają się w swoją stronę i patrzą sobie prosto w oczy. Chłoptaś z
dwunastki zaczyna:
— Śmiało.
Jedno z nas powinno wrócić. Muszą mieć zwycięzcę.
Katniss kręci przecząco głową.
— Nie,
nie muszą — oświadcza, rzucając łuk na ziemię. — Z jakiej racji? — Dodaje.
Wyciąga
łykołaka z kieszeni kurtki.
— Nie! — Kochaś chwyta jej rękę, w której dziewczyna trzyma zabójcze kuleczki owocu.
— Zaufaj
mi, zaufaj.
Przesypuje kilka kulek na jego dłoń.
— Razem?
— Razem.
— Ok, raz. — Chłopak rozpoczyna odliczanie.
— Dwa. — Katniss spogląda w lewo, jakby chcąc specjalnie wymusić zmianę decyzji,
bo jest gotowa to zrobić.
Peeta
w tym czasie dotyka jej warkocza.
— Trzy.
Zbliżają
swoje dłonie do ust. To żałosne przedstawienie przerywa organizator:
— Stop!
Stop! Panie i panowie oto zwycięzcy 74 dorocznych Igrzysk Głodowych!
Nie
wierzę... ta beznadziejna mistyfikacja im wychodzi? Nawet ja dostrzegam w ich oczach,
że nie chcą tego zrobić. Widać, iż ludzie w Kapitolu są naprawdę głupi...
Z
wściekłością opuszczam dworskie towarzystwo razem z towarzyszami i idziemy się
pakować. Po drodze mijamy rozbawionego Haymitcha, mentora tej dwójki oszustów.
Zdenerwowana pakuję swoje rzeczy. Większe szanse na wygraną od nich mieli
wszyscy zawodowcy. Mógł wygrać choć jeden z tego sojuszu nieważne, z którego dystryktu. W jakieś pół
godziny jestem gotowa do wyjścia. Żegnam się z moimi przyjaciółmi Lyme,
Enobarią i Brutusem.Wsiadam do pociągu i mam wszystko gdzieś.
Znowu zawaliłam.
Miałam ocalić chociaż jednego mojego podopiecznego. Po raz kolejny zawiodłam
mój dystrykt. Jak długo jeszcze będziemy to znosić? To upokorzenie...
Najchętniej zamieniłabym się tą rolą z kimś innym... Przynajmniej to nie ja byłabym winna za to, że ich nie dość wyszkoliłam. Jeszcze te pretensje rodzin poległych trybutów. Kandydaci wiedzieli, co robili, gdy się zgłaszali. Nie musieli tego robić. Liczyli na łatwą wygraną. To nie jest takie proste. Żeby bez problemu wygrać, trzeba być tak dobrze wyszkolonym, jak ja. Wątpię czy jeszcze ktoś będzie niezły we władaniu wszystkimi broniami. Ręce opadają.
Po powrocie do domu nie odzywam się do nikogo. Idę do swojego pokoju i nie mam zamiaru, jak na razie z niego wychodzić.