Sporo czasu minęło, a ja jeszcze się nie zastanawiałam nad
słowami Dominicka. Nie miałam czasu. Zostawił nas w spokoju. W ogóle go już nie
widuję. Poród nie należał do najłatwiejszych, ale już jest po wszystkim.
Wróciłam do poprzedniej figury, co było ogromnym wyzwaniem. Mam naprawdę piękną
córeczkę, która ma już cały roczek. Jest moim oczkiem w głowie. Jestem szczęśliwa. Co
prawda Monica nie wygrała 73 Igrzysk. A z resztą trudno. Teraz pójdzie lepiej.
Znowu jestem mentorką.
Dziecko zostawiam z rodzicami i idę pod Pałac
Sprawiedliwości. Dobrze, że już w nim nie mieszkamy. Teraz mamy lepszy, większy
i ładniejszy dom. W Pałacu, co roku jakieś dzieciaki siedziały i było sporo
zamieszania. Teraz przynajmniej jest spokojnie.
Ubieram się w białą sukienkę na
ramiączkach, która u góry usłana jest kwiecistymi wzorami oraz białe, dziesięciocentymetrowe szpilki.
Ciekawe, kogo teraz wybiorą. Sama najchętniej bym wskazała
kilka osób z mojej akademii. Stoję dumna przed Pałacem wraz z Agnes Young.
— Witajcie,
witajcie! Kochany dystrykcie pierwszy, witam was! Jestem Agnes Young i za chwilę
rozpocznę wybieranie młodego mężczyzny i kobiety, których spotka zaszczyt
reprezentowania dystryktu pierwszego w 74 edycji Igrzysk Głodowych! Ale
najpierw obejrzycie wyjątkowy film przywieziony z samego Kapitolu! — Wykrzykuje radośnie.
Co
roku ona się tak emocjonuje. To trochę wkurzające, ale idzie przywyknąć.
Nareszcie koniec tego żenującego filmu.
— Więc
już bez dalszych wstępów, zaczynamy wybierać. Damy jako pierwsze. — Podchodzi do szklanej kuli i wraca na miejsce. — Trybutką reprezentującą Dystrykt pierwszy w 74 edycji
Igrzysk Głodowych zostaje Glimmer Morgan! Zapraszamy!
Z
tłumu siedemnastoletnich dziewczyn wyłoniła się piękna, zgrabna blondynka o
szmaragdowych oczach. Za jej smukłym ciałem podąża wzrok wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Jednym słowem chodzący seksapil.
Dziewczyna wchodzi pewnym siebie krokiem na scenę. Jest jedną z osób,
które chętnie bym wskazała. Jej bronią jest miecz, choć ćwiczy też strzelanie z łuku. Dziewczyna ani trochę się nie
boi i robi dobre wrażenie.
— A
teraz dżentelmeni. — Podchodzi do szklanej kuli, wyławia karteczkę, a następnie wraca. — Trybutem reprezentującym
Dystrykt pierwszy w 74 edycji Igrzysk Głodowych zostaje Marvel Lewis!
Zapraszam! — Opiekunka znowu nadmiernie się ekscytuje.
Pewny siebie szesnastolatek. Jest wysoki, szczupły,
ma brązowe włosy i długą szyję. Dobrze radzi sobie z oszczepami, jest bardzo
zwinny. Jego również bym wskazała.
Chłopak rusza na scenę z szyderczym uśmiechem. Trafiają mi się
odważni trybuci. Mają spore szanse na wygraną. Poprzednich podopiecznych zawiodłam i
zginęli, bo nie miałam czasu nawet myśleć o pomocy im. Tym razem będzie
inaczej.
— Doskonale, podajcie sobie dłonie.
Posłusznie
wykonują gest i za chwilę znikają za drzwiami Pałacu Sprawiedliwości. Udaję się do
samochodu, który zawozi mnie na peron.
Wchodzę do pociągu, a następnie rozsiadam się
wygodnie, czekając na moich podopiecznych. Oczywiście, zabierają się z nami Gloss
i Cashmere, bo nie mogą przegapić takich atrakcji.
Podchodzę do okna i patrzę, jak Glimmer oraz Marvel są żegnani przez dystrykt. Ponownie przychodzi masa odprowadzających.
Siadam
z powrotem. Po chwili naprzeciwko mnie miejsca zajmują trybuci. Pociąg pomału rusza.
— Miło
znowu was widzieć. Tym razem poza salą treningową. Jak już wiadomo, jestem waszą
mentorką — zaczynam.
— Cieszę
się, że akurat pani. — Jako pierwszy głos zabiera Marvel.
— Wiem
najwięcej o waszych umiejętnościach. W końcu was trenowałam. Chcecie obejrzeć
inne dożynki?
— Pewnie — Glimmer odpowiada dość szybko.
Na
początek pokazują dystrykt pierwszy. Moi podopieczni wyglądają morderczo.
Doskonale. W dwójce wylosowano piętnastolatkę Clove Allison, zgłosił się tam
szesnastoletni blondyn imieniem Cato. Dystrykt czwarty to dość wysoka
dziewczyna o włosach w kolorze ciemnego brązu i okrągłymi, piwnymi oczami, szesnastolatka imieniem Marina. Chłopak z jej dystryktu, jakiś dwunastolatek z
kręconymi włosami. Po jego nogach, jak z waty sugeruję, że nie jest zawodowcem.
Reszta trybutów jakoś nie robi na nas wrażenia. Kandydatka z piątki, jakaś ruda,
która się trzęsie cały czas podczas dożynek. W jedenastce wylosowano
dwunastoletnią dziewczynkę o imieniu Rue oraz osiemnastoletniego chłopaka
Tresha. Oboje czarnoskórzy. W Dystrykcie dwunastym wybór pada na Primrose
Everdeen, ale za nią zgłasza się jej starsza siostra, Katniss Everdeen, szesnastoletnia brunetka. Wylosowany zostaje tam również szesnastoletni, dość
umięśniony chłopak, zwany Peeta Mellark.
— Ależ
konkurencja. — Śmieje się Glimmer.
— Zabijemy
w masakrze przy Rogu — dodaje Marvel.
Ach, te dzieciaki. Trzeba skończyć z Igrzyskami. Nie chcę, żeby moje dziecko
było takie bezduszne i gotowe zabijać. Nigdy nie będzie się śmiała z krzywdy
ludzkiej i cieszyła mordowaniem. Nigdy. Ja już tego dopilnuję.
Podróż mija dość
szybko. Pociąg zatrzymuje się na peronie stolicy Panem. Już słychać te kolorowe
dziwadła. Prowadzę moich trybutów do ośrodka szkoleniowego. Tam zapoznaję ich z dystryktem drugim, który dojeżdża chwilę za nami.
— Witaj, Lyme — mówię.
— Witaj, Liso — odpowiada. — Niezłych masz trybutów. Niech sobie pogadają. Clove, Cato, podejdźcie tutaj. — Skinieniem ręki przywołuje do siebie dwójkę dzieciaków stojących za jej plecami.
— Glimmer,
Marvel, zapraszam. — Również wołam swoich podopiecznych.
Udajemy się z triumfatorką gdzieś dalej, aby pogadać. Oni najlepiej niech się sami zapoznają.
Po krótkiej konwersacji udajemy się do naszego apartamentu. Ten koszmar
zaczyna się na nowo. Odpowiadam za czyjeś życia. To ja mam ich pilnować i im
pomagać. W poprzednim przypadku zawiodłam. Tym razem nie ma mowy. Któreś z nich
przeżyje.
Służba odprowadza dzieciaki do pokoi. Ja doskonale wiem, gdzie jest mój.
Zdążyłam już zapamiętać drogę i się przyzwyczaić do niego. Idę jeszcze
wspomnieć trybutom o jutrzejszej paradzie i wracam do siebie. Po wieczornym prysznicu, przebieram się w pidżamę. Myślę o powrocie do mojego słoneczka. Na razie zająć się Glimmer i Marvelem. To główne zadanie. Najpierw obowiązki, potem przyjemności.
Glimmer Morgan
Marvel Lewis