czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 21: Co się tutaj dzieje?

Następne dni zlatują szybko. Monica dostaje 9 punktów na pokazie indywidualnym, a Samuel 10. Dzisiaj możemy potrenować z własnymi trybutami. Zabieram ich na salę treningową i rozpoczynamy ćwiczenia. Oboje mają duże szanse na wygraną. Jestem skupiona tylko na tym. Taktykę już im wymyśliłam. Nadal zastanawia mnie, co tutaj robił Dominic. Od tamtej pory już go nie spotkałam ani razu. Jestem pewna, że to był on. Nie przywidziało mi się. Kiedy moi trybuci znajdą się na arenie będę mogła w spokoju szukać odpowiedzi na pytanie „Co się tutaj dzieje?!”. Monica dobrze radzi sobie w rzucaniu nożami zaś Samuel z siekierą. Trenujemy do upadłego.
— Proszę pani — szepcze Monica.
— Hmm?
— Bądźmy szczere jakie ja mam szanse na wygraną?
Wykorzystuje czasm w którym Samuel ćwiczy walkę wręcz.
— Spore, jednakże twój partner jest silniejszy. Jeśli chcesz wygrać, musisz się wysilić. On jest silniejszy od ciebie, za to ty szybsza i bardziej zwinna od niego. Szybkość i zwinność są lepsze od siły.
— Chciałabym poćwiczyć jeszcze walkę wręcz mieczem.
— W takim razie chodź. — Wskazuję na wolne stoisko.
Łapiemy obie za miecze i zaczynamy walkę. Zatrzymuję jej broń swoją i uderzam ją kolanem w brzuch. Dziewczyna dość szybko się podnosi. Ponownie biegnie w moją stronę. Robię unik, jednak nie przewiduję, iż to tylko zmyłka. W rzeczywistości dziewczyna schyla się i podkłada mi nogę. Przyłożyła ostrze do mojej szyi, a ja jej do klatki piersiowej.
— Nieźle. — Zaczynam się szyderczo uśmiechać.
Pomału odsuwamy bronie od siebie. Wstaję i przyglądam się Samuelowi. Będzie jej bardzo ciężko z nim wygrać. Na liście trybutów, którzy mają szanse na zwycięstwo jest na drugim miejscu zaraz po swoim partnerze z dystryktu. Monica to przebiegła, zwinna i szybka istotka. Radzi sobie z rzucaniem nożami i walką wręcz mieczem. Tutaj czasem wygrywają dzieciaki zrządzeniem losu. Wykorzystają małą nieuwagę zawodowca i już jest martwy. Wielcy wojownicy tak polegli. Najlepszym przykładem była Silver z mojego dystryktu, podczas 50 Głodowych Igrzysk. Znała się na barierach i umiała nawet dobrze posługiwać się siekierą. W finale przegrała z chłopakiem, pochodzącym z dystryktu dwunastego. Jak to było możliwe? Nieuwaga. Trzeba przewidywać wszystko, ale nie zawsze jest to wykonalne. Po ruchach przeciwnika można odczytać jego intencje, następne posunięcia. Średnio mi z tym idzie i szczerze wątpię, żeby moim trybutom się to udało. Tak, tak, wiem, więcej wiary w nich. Nowe, młode pokolenia są naszą szansą na wygranie z Kapitolem.
Po ciężkim dniu wracamy do apartamentu. W jadalni siedzi zwycięskie rodzeństwo. To aż dziwne, że nie poszli się napić z innymi mentorami. Czyżby tamci wreszcie wzięli się do roboty? Nie przyglądałam się czy byli na sali. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Siadamy wszyscy razem przy stole.
— I jak wam poszedł trening? — Gloss próbuje zagaić rozmowę.
— Świetnie — odpowiadają jednocześnie Monica i Samuel.
— To dobrze. — uśmiecha się Cashmere. — Pamiętajcie, chwila nieuwagi i czeka was śmierć. Bądźcie ostrożni.
Nadal ich nie rozumiem. To rodzeństwo jest po prostu dziwne. Starają się udawać, że wszystko jest dobrze i Dominica wcale tu nie było. Nie jestem idiotką, za jaką mnie zapewne uważają. Coś tutaj jest nie tak. Zaczyna mnie to coraz bardziej irytować. W co oni grają? O co tutaj chodzi? Zamyślam się jeszcze chwilę nad tym.
— Nie jesz? — Agnes zauważa, iż nie tykam żadnej potrawy.
Kiedy ona tu przyszła? Wszyscy patrzą się na mnie pytająco. Nie zauważyłam jak przyszła ona, Grim i cała ekipa.
— Jem — odpowiadam krótko.
Rozmaite pyszności zdobią nasz stół, jednak nie potrafię się skupić na wybieraniu potraw. Nakładam sobie byle co na talerz i zaczynam jeść. Nadal po głowie chodzą mi różne myśli. Na razie muszę zachować pozory normalności przed rodzeństwem, które coś przede mną ukrywa.
Po zjedzeniu udaję się do mojego pokoju. Kładę się na łóżku i znowu rozmyślam. Ciekawe czy Chrisowi byłoby lepiej niż mi? Na pewno, w końcu ja jestem potworem... Chciałabym chociaż jeszcze raz go zobaczyć, jeszcze raz się do niego przytulić, jeszcze raz usłyszeć jego cudowny głos i zobaczyć jego śliczny uśmiech. Tylko ten ostatni raz... Podobnie jak Stevena i Tanię ... Tak mi was brakuje... To wszystko robi się coraz bardziej dziwne. Nie powinnam była wygrywać tych głupich Igrzysk.
Idę pod prysznic i rozkładam się na łóżku. Błyskawicznie zasypiam.

---->Punkt Snowa<----

— Cudowny widok. Jak na razie Dominic się nas słucha. Wykonuje wszystkie polecenia. Tańczy tak, jak pan mu zagra — mówi Seneca.
— Doskonale — odpowiadam.
— Znowu pan wygrał — dodaje organizator.
— Seneco, ja zawsze wygrywam — oznajmiam pełen podziwu z siebie i swojego geniuszu.
— Co z nią zrobimy?
— Niech na razie sobie żyje. Jest naszą kartą przetargową, jeśli chodzi o Dominica. Większych strat nam nie narobiła, chociaż dystrykt pierwszy zrobił to samo, co ona. Pokazał ten ohydny znak. Nadal boją się nam przeciwstawić. Ta dziewczynka nie nadaje się na przywódcę rebelii. Nie zagraża nam. — Uśmiecham się.
— Niby tak. Zmusi ją pan do tego, co resztę zwycięzców? — Zadaje kolejne pytanie.
— Oczywiście, że nie. Duża strata, bo pomimo tej szramy na policzku jest ładna. Umowa to umowa. Kiedy Dominic przestanie nas się słuchać, kto wie. — Wypijam lampkę wina.
Dziewczyna kładzie się na łóżku. Jej mina sugeruje, iż coś podejrzewa. Wszystko to robię, żeby pokazać im, kto tu rządzi. Kapitol jest potęgą, a ja stoję na jego czele. Nikt mi się nie przeciwstawi poza nią. To jest jedyny problem.
— Seneca, myślę, że powinieneś już iść.
— Oczywiście, dobranoc, panie prezydencie. — Opuszcza pomieszczenie.
Nie mogę mu powiedzieć o moich przypuszczeniach. Ona jest szansą na wznowienie rebelii, jednak nie ma pojęcia, jak się za to zabrać. Nie mogę okazywać strachu. Jeszcze niezbyt dobrze znam Seneca’e. Mógłby zasiać panikę wśród moich podwładnych, a to nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Póki co sprawa pozostanie tajna.
Przełączam obraz z kamer na inny. Dominic widać, iż się przykłada. Naiwny dzieciak. Ta umowa nie jest zbytnio dla mnie wygodna, jednak trudno jest go do tego namówić. Należy do takich, jak Johanna Mason i Haymitch Abernathy. Wymordowałem im osoby, które kochali, ponieważ mnie nie posłuchali. Tak samo, jak oni nie wierzył, że jestem do tego zdolny. Martwi się o rodzinę, ale jeden zły ruch i zginą. Ja mam tutaj władzę. Niech o tym pamiętają. Teraz nie mam możliwości by szantażować tamtą dwójkę. Jednak jego nadal mogę...