Ten
czas naprawdę szybko leci. Już jutro rozpoczną się dożynki 75 edycja Głodowych
Igrzysk. To już trzecie ćwierćwiecze poskromienia. Zawsze z tej okazji Kapitol
wymyśla coś, żeby jeszcze bardziej nas dobić. Cóż to będzie tym razem? Wezmą
sześć osób z każdego dystryktu? Podczas 25 Igrzysk sąsiad mógł wskazać dziecko
i ono szło na rzeź. 50 Igrzyska to podwojona liczba trybutów. Nie ciekawi mnie, co będzie tym razem. Chociaż, w sumie powinno. W tym roku odpuszczam sobie wyjazd, jako mentorka. Coś mi to nie idzie. Poproszę kogoś innego o zastępstwo.
Siadam
w salonie. Po jakimś czasie zjawiają się również rodzice z moją małą
księżniczką, Audrey. Włączamy telewizor. Same reklamy i oczywiście kolejne newsy
o nieszczęśliwych kochankach. Rzygać się tym wszystkim chce. Przez małą chwilkę
rozmawiamy. Wreszcie zaczynają nadawać relacje z przemówienia Snowa. Uspokaja
rozszalały tłum i zaczyna:
— Panie
i panowie, wchodzimy w 75-lecie Głodowych Igrzysk. W statucie Igrzysk zapisano,
że raz na 25 lat świętujemy ćwierćwiecze poskromienia, by odświeżyć w kolejnych pokoleniach pamięć tych, którzy zginęli podczas buntu przeciwko
Kapitolowi. Ćwierćwiecze poskromienia, mają zatem szczególny wydźwięk.
Dzisiaj, w dniu 75 rocznicy stłumienia buntu, świętujemy trzecie ćwierćwiecze
poskromienia, by przypomnieć wszystkim, że nawet najsilniejsi nie zdołają
zachwiać potęgą Kapitolu. I tak do Igrzysk trzeciego ćwierćwiecza staną trybuci
i trybutki powołani spośród żyjących do dziś zwycięzców z każdego dystryktu.
Zwycięzcy stawią się na dożynki niezależnie od wieku, stanu zdrowia czy
sytuacji życiowych. Dziękuję wszystkim za uwagę.
— Co
to ma niby być?! — Wybucham złością.
— Do
reszty go pogięło?! — Rodzice są równie wkurzeni, co ja.
— Nawet wiem, kto pójdzie z dystryktu pierwszego...
— Jeszcze
za to zapłaci — matka wyklina pod nosem.
Wiem,
że pójdę tam ja. Muszę spotkać się z Johanną. Pożegnać ją i moją córeczkę.
Oddaję ją na razie rodzicom i szybko wybiegam z domu. Akurat na ulicach nie
ma nikogo. Wszyscy oglądają przemówienie prezydenta. Przynajmniej szybciej będę
na miejscu. Nie mija nawet chwila, a już stoję przed drzwiami domu mojej przyjaciółki. Mam trochę mieszane
uczucia. Przybiegam do niej dopiero w takich okolicznościach. Dzwonię dzwonkiem
i czekam. Drzwi otwiera zdziwiona Johanna.
— Cześć.
Mogę wejść?
— No, niby tak. Przychodzisz dopiero w najgorszych dla ciebie momentach, ale wejdź. — Mimo
wszystko wpuszcza mnie do środka.
— Oglądałaś
przemówienie Snowa?
— A
kto by nie oglądał — mówi z nutką ironii.
— Wiem,
że mnie wylosują. Jak widać nie wystarczy im jeden mój występ. Przyszłam się z
tobą pożegnać. — Przytulam ją.
— Gdybym
mogła zgłosiłabym się za ciebie.
— Nawet
tak nie mów! Trudno, wyjdę na tę arenę i najwyżej zginę z godnością. Oczywiście, nie bez walki. — Uśmiecham się sztucznie.
— Wygrasz
je! Raz sobie poradziłaś to co, drugim razem ma być inaczej? — Próbuje mnie pocieszyć.
— Teraz, to co innego. To doświadczeni, wyszkoleni i podstępni zabójcy. Nie wiem, czy dam
radę ich zabić.
— Ty
to mówisz? Twoja wola walki bardzo osłabła. To nie jest ta sama Lisa, która
szła na 72 Igrzyska... Tamta była pewna siebie i swojego zwycięstwa. A wiesz
dlaczego? Bo miała dla kogo żyć. Teraz też ma, tylko zaczyna w siebie wątpić.
— Wiesz, co jest w tym najgorsze? Że masz rację... — Faktycznie jestem słaba.
— Będzie
dobrze. Chodź tu! — Rzuca mi się na szyję.
Siedzimy tak jeszcze ze dwie godziny i wspominamy stare czasy. Ona straciła już tak
wiele osób i nie traci wiary we mnie, mimo iż ja wiarę w siebie utraciłam. No
nic, muszę się zbierać. Spędzę resztę dnia z córką i rodzicami. Trochę tak
dziwnie. Czuję się o wiele inaczej niż podczas tamtych Igrzysk. Sytuacja jest
podobna, mam do kogo wracać. Sama nie wiem, co się zmieniło.
W każdym razie
wracam powolnym krokiem do domu, przyglądając się uważnie dystryktowi. Gdy zatrzaskuję za sobą drzwi wejściowe, dostrzegam, iż rodzice już na mnie czekają. Siedzą w salonie z gotowym
albumem. Znowu ta podróż w czasie do dzieciństwa mojego i Stevena. Sprawia to rodzicom
ogromny ból. Wiedzą, że odchodzi ich drugie dziecko. Poprzednim razem niemal
mama nie zeszła na zawał. Nie wiem, czy tym razem wytrzyma. Ojciec też nie jest
tak dumny. W końcu już wygrałam. Teraz też będzie się o mnie martwił. No, cóż
zrobić. Jedynie szkoda mi mojej biednej Audrey. Co, jeśli tu nie wrócę? Mam
coraz więcej wątpliwości. Kiedyś ich nie miałam. Jestem strasznie słaba... Wkurza
mnie ta myśl.